Kowalski: Niestety mamy w Polsce stronnictwo Unijczyków
DoRzeczy.pl: W najnowszym numerze tygodnika Do Rzeczy, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówi, że „kamienie milowe, to tak naprawdę kamienie u szyi”.
Janusz Kowalski: Minister Zbigniew Ziobro oraz cała Solidarna Polska w ocenie relacji na linii Polska-Unia Europejska od samego początku mieli rację. Mechanizm „Next Generation EU”, czyli polskie KPO, nie będzie Polsce wypłacony. Dlatego już 2020 roku apelowaliśmy, żeby Polska bez pośrednictwa UE, zaciągnęła kredyt. Mogliśmy swoje własne KPO mieć już dawno.
Mówi się, że nie byłoby to tak korzystne.
Mogliśmy pożyczyć pieniądze na ówczesnym bardzo korzystnym oprocentowaniu na poziomie 1-1,5 proc., rocznie. Mówiliśmy o tym, ponieważ nie zgadzaliśmy się na oddanie części polskiej suwerenności, co niestety stało się. Ona została oddana na dwie raty. Pierwszy raz w maju 2021 roku, kiedy Sejm zdecydował o tzw., zgodzie na środki zaradcze UE, czyli powstanie „Next Generation EU”, wielkiego eurodługu. KE pierwszy raz w historii zaciągnęła dług, przechodząc w działanie quasi państwa, które bierze kredyt, za który sfinansuje część swojej działalności. Do tej pory to było zabronione. W zamian za zgodę na utworzenie tego wielkiego eurokredytu, Polska zrzekła się części swojej suwerenności. Żyrujemy ten dług dla wielu innych państw, odpowiadamy za niego oraz płacimy.
Jaka jest druga faza?
Druga faza zrzekania się suwerenności, to akceptacja tzw. kamieni milowych, które w mojej ocenie są bezprawnymi instrumentami rozszerzania kompetencji UE do obszarów, do których wspólnota nie miała prawa wchodzić. Jakim prawem KPO, które jest instrumentem finansowym, może wpływać na to, w jaki sposób tworzymy regulamin Sejmu, organizujemy pracę Sądu Najwyższego, sędziów, czy narzucamy kolejne kary i obciążenia dla kierowców? Przecież to jest absurd, na który się zgodziliśmy. Zgoda na kamienie milowe, to de facto zgoda na zmianę statusu Komisji Europejskiej z roli ewentualnego recenzenta, do roli ewidentnego nadzorcy. KE chciałaby mieć wpływ na zadania, które są zastrzeżone dla polskiego Sejmu, którego obowiązkiem jest kontrola rządu. Sejm wybiera naród, więc posłowie odpowiadają przed obywatelami, a nie eurokratami pozbawionymi mandatu demokratycznego.
Zbigniew Ziobro mówi wręcz o zrzeczeniu się polskiej państwowości.
Taka jest prawda. W tym sensie wywiady ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro w "Do Rzeczy", czy wywiad prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego w innym tygodniku, należy odczytywać jako zaprzeczenie zgodzie na dalsze, naiwne i bardzo niebezpieczne oddawanie dużego zakresu polskiej suwerenności, w sposób całkowicie bezprawny, Komisji Europejskiej. Odczytuje to jako zapowiedź radykalnego zwrotu, mającego na celu odzyskanie utraconej części suwerenności i przywrócenie praworządności w UE.
Ale przecież to Polska jest oskarżana o brak praworządności.
To jest pomylenie sytuacji. W UE szwankuje praworządność, a Polska musi stać się liderem jej przywracania. Należy pokazać eurokratom, gdzie jest ich miejsce, ponieważ są to opłacani z naszych podatników urzędnicy, którzy powinni wykonywać nasze polecenia, a nie odwrotnie. UE musi być związkiem suwerennych państw, a nie jakimś quasi państwowym potworkiem, w którym głos obywateli wybierających poszczególne rządy nie ma najmniejszego znaczenia, bowiem gdzieś przy zielonym stoliku zapadają wszystkie decyzje.
Problem w tym, że mamy w Polsce wielu polityków, którzy uważają, że dzisiejsza droga UE jest dobra.
I warto wskazać, że to właśnie tygodnik Do Rzeczy jako pierwszy pisał o „Unijczykach”. Zgadzam się z tym terminem i go używam. Niestety jest bardzo trafny. Mamy w Polsce stronnictwo Unijczyków, czyli polityków całkowicie mentalnie są podporządkowani, nie polskiemu suwerenowi, ale brukselskiej kaście. To jest dziś ogromna linia sporu w kontekście polskiej suwerenności, która przebiega pomiędzy tymi, którzy bronią polskiej suwerenności i państwa narodowa, a Unijczykami jak Donald Tusk, Szymon Hołownia, Włodzimierz Czarzasty i cała totalna opozycja.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.